Przejdź do głównej zawartości

Wspólne listy? Nie, zdecydowanie nie!

 



Wspólne listy wyborcze opozycji to temat, który mocno promowany jest medialnie zarówno przez dziennikarzy sprzyjających opozycji, jak i wśród wielu wyborców szczególnie z obozu Platformy Obywatelskiej. Czy jest to dobry pomysł? Kto najwięcej na tym może zyskać, a kto utracić? Postanowiłem zmierzyć się z tym tematem przedstawiając swoje stanowisko w kontekście powyższych pytań.

Arytmetyka to nie wszystko

Patrząc na średnią po pięciu sondażach w grudniu 2020 pomysł zjednoczenia opozycji w składzie Koalicja Obywatelska, Polska 2050 i Lewica pozornie wydaje się idealnym rozwiązaniem, żeby pokonać Prawo i Sprawiedliwość. KO 26,5%, PL2050 14% oraz Lewica 9,5% w sumie dają 50%, co w zestawieniu z 37% PiSu jest znaczącą wygraną, dlaczego jednak nie można opierać się tylko na arytmetyce? 

 


Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na fakt, że mowa o sondażach, które z założenia są bardziej formą zabawy z delikatnym odzwierciedleniem rzeczywistości, ale nie stu procentowym. Nadal 13% różnicy wydaje się w takiej sytuacji tak dużą różnicą, że warto zaryzykować, ale tu trzeba przejść do kolejnego punktu, czyli czy na pewno wszystkie powyższe partie się zjednoczą? W tym miejscu mam wątpliwość jeśli chodzi o Lewicę. SLD i Wiosna Biedronia, które de facto zapowiedziały połączenie mogłyby wejść do wspólnej listy, jednakże kwestia Partii Razem nie jest już tak oczywista. Adrian Zandberg lider Razem od początku swojej aktywności sceptycznie patrzył na opcje łączenia po lewej stronie ostatecznie godząc się na koalicję pod wspólnym szyldem. Jednakże obserwując bacznie poczynania posłów Razem można zauważyć, że pomimo obecności we wspólnym mariażu nadal nie wyrzekli się swojej partii i wszędzie prezentują go na równi z logiem Lewica. Pozwala to sądzić, że w przypadku próby tworzenia wspólnych list z KO i PL2050 partia Zandberga postanowi pójść samemu do wyborów. Wracając ponownie do sondaży Razem mogłoby liczyć na wynik kilku procentowy zdecydowanie poniżej progu wyborczego, więc w teorii można by pozwolić sobie na ich utratę. Zaznaczyłem w teorii, ponieważ w przypadku połączonych sił opozycji wielu wyborców szczególnie lewicy mając do wybory listę z innymi ugrupowaniami, z którymi programowo się nie zgadzają oraz mając opcję zagłosowania na lewicową jedyną osobną partię jaką byłoby Razem prawdopodobnie zagłosowaliby na nich. Niewykluczone w takiej sytuacji jest, że Razem nie tylko przekroczyłoby próg, ale przejęłoby większość obecnego elektoratu Lewicy, a to z arytmetycznego punktu widzenia daje już opozycyjnej liście tylko kilku procentową przewagę nad PiS. Nadal jednak jest to przewaga, więc czy to problem, że Razem w tle wejdzie również do Sejmu? Im więcej opozycji tym lepiej, ważne jest zwycięstwo. Tu należy zwrócić uwagę na kolejny problem mianowicie wielu wyborców Szymona Hołowni to w przeszłości mniejsi lub więksi przeciwnicy Platformy Obywatelskiej, albo jej byli wyborcy, albo osoby, które nie zgadzają się z ideowością (lub jej brakiem) tej partii. Wszyscy ci wyborcy widząc wspólną listę z KO mogą poczuć się zdradzeni lub po prostu nie zechcą zagłosować i odpłyną albo do wyżej wspominanej partii Razem (osoby o lewicowej duszy), część może zasilić Konfederację (osoby o duszy wolnorynkowej), część PSL (osoby chcące zagłosować, ale nie godzące się na powyższe opcje) oraz duże grono pozostanie w domu. Utrata kolejnych punktów procentowych w zestawieniu z moim zdaniem niedoszacowaniem PiSu (patrząc na poprzednie wybory) spowoduje, że PiS i tak wygrywa.

Utracona tożsamość

Po przeanalizowaniu kwestii arytmetyki kolejnym ważnym aspektem nad, którym należy się pochylić jest zagrożenie dla PL2050 i Lewicy płynące z wystąpienia w tle KO. Naturalnym faktem, w przypadku tworzenia wspólnych list byłoby, że Platforma Obywatelska wiodłaby prym. Zarówno największa partia, od lat w Sejmie, rywal PiSu, wymieniać można wiele. W takim układzie zarówno Sz. Hołownia ze swoją partią jak i W. Czarzasty ze swoją byliby swoistymi przystawkami, co niesie za sobą zagrożenie w postaci wchłonięcia (casus Nowoczesnej) jak i utraty własnej tożsamości. Po pierwsze utworzony blok od razu kojarzyłby się z Platformą Obywatelską, dzięki czemu partia ta postawiłaby na swoim i udowodniłaby, że jest jedyną poważną opozycją dla Prawa i Sprawiedliwości. Po drugie najwięcej na takim układzie straciłby Szymon Hołownia, który pokazałby tym wszystkim, co mówili, że to kolejny R. Petru, przystawka i skrzydło PO, że mięli rację, w konsekwencji tracąc zarówno ciężko wywalczoną pozycję jak i zaufanie do siebie, które w grudniowym sondaży było najwyższe ze wszystkich polityków. Dodatkowo prawdopodobnym jest, że zapowiadana na maj, czerwiec nowa deklaracja ideowa Platformy będzie stosunkowo zbieżna z wieloma postulatami Hołowni, przez co zestawienie w jednej linii obu tych podmiotów skazuje Polskę 2050 na porażkę, wielu wyborców tracąc zaufanie do lidera nie odda swoje głosu, co w ostatecznym rozrachunku jak wskazywałem wcześniej może spowodować, że arytmetyka, a rzeczywistość to dwie różne kwestie. Przypadek Lewicy jest trochę inny niż Polski 2050, ponieważ zarówno KO jak i PL2050 usadawiają się bliżej centrum (PO od jakiegoś czasu skręca w lewo, ale stojąc w rozkroku nie chcąc utracić centrum), tak więc Lewica prezentując swoje poglądy trochę się odróżni. Zagrożeniem natomiast dla tej formacji jest możliwy brak zaufania w związku z zestawieniem programowym. Ciężko zaufać partii, która od dłuższego czasu atakuje np. Hołownię wypominając mu kościelne zaszłości, natomiast do wyborów idącą z nim ręka w rękę. Pozwala to podejrzewać chęć tylko zwycięstwa odchodząc od swoich ideałów.

Jeden rywal jest łatwiejszy do pokonania

Konflikt pomiędzy Platformą a PiSem od lat daje paliwo napędowe obydwu partiom, ze szczególnym uwzględnieniem ostatnich 5 lat, kiedy na bazie tego sporu partia J. Kaczyńskiego wygrywa wybory za wyborami. Utworzenie wspólnych list w praktyce pozwoli PiSowi z całym jego zapleczem medialnym skupić się na jednym przeciwniku, który zostanie sprowadzony do Platformy, czyli nadal będziemy wszyscy w ogniu walki dwóch partii, a pozostali uczestnicy listy zostaną zmargnalizowani. Wcześniej pisałem, że największym przegranym wspólnych list będzie Szymon Hołownia, którego będzie można traktować jako przybocznego Borysa Budki, tak więc tu należy nakreślić, że największym wygranym będzie Jarosław Kaczyński. W mediach społecznościowych można przeczytać wiele komentarzy, mówiących o tym, że ten kto nie zgadza się wspólne listy, tak naprawdę wspiera PiS. Sytuacja jest zgoła odmienna. Wspólna lista pozwala rządzącym skupić się na jednym przeciwniku, z którym walczą od lat i wygrali niejeden pojedynek, co w konsekwencji spowoduje zwycięstwo i kolejną kadencję Zjednoczonej Prawicy. Powoływanie się w tym miejscu na metodę D'Hondta jest o tyle nietrafione, że PiS wygrywając wybory przy mniejszej liczbie potencjalnych partii przekraczających próg (wspólną listę traktuję jako 1 partię, 1 podmiot) zyska na głosach małych, którzy nie przekroczyli progu. Metoda ta liczenia w praktyce będzie miała tak naprawdę znaczenie, liczyć się będzie fakt, że dwaj najwięksi gracze zdobędą większość puli i zwycięzca ma realną szansę na samodzielne rządy. W przypadku startu z osobnych list zagrożenie płynące z metody D'Hondta istnieje, ale z drugiej strony obecne rządy PiSu dają opozycji dużo możliwości wygrania, ale należy podejść do tego merytorycznie nie skupiając się tylko i wyłącznie na obecnie rządzących, ale proponując swoją narrację tak, żeby w ostatecznym rozrachunku liczyć na to, że D'Honda zadziała na korzyść opozycji, a nie PiSu (pisałem o tym tu: Wybory teraz? Zdecydowanie nie! )

Senat nie jest dobrym przykładem

Bardzo często podnoszonym argumentem w obronie tezy wspólnych list jest przykład Senatu, gdzie opozycja ma większość. Problemem jest jednak fakt, że w Senacie opozycja tak naprawdę nie startowała ze wspólnej listy, dodatkowo należy przypomnieć, że tak naprawę Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory do Senatu (44,56%), przed KO (35,66%), PSL (5,72%) i innymi (w sumie 14,05%). Dopiero powyborcze zjednoczenie dało opozycji 52 mandaty przy 48 PiSu. Dodatkowo niefortunne jest powoływanie się na wybory do Senatu, ze względu na ordynację wyborczą. W Senackich wyborach obowiązują jednomandatowe okręgi wyborcze, w przeciwieństwie do systemu proporcjonalnego obowiązującego w trakcie wyborów parlamentarnych.


Ale to już było

Koncepcję wspólnych list wyborczych przeżyliśmy w 2019 roku podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego. Wtedy to utworzona specjalnie na te wybory Koalicja Europejska, w skład, której wchodzili kolejno: Platforma Obywatelska, Polskie Stronnictwo Ludowe, Nowoczesna, Zieloni wystartowała jako zjednoczona opozycja przeciwko Prawu i Sprawiedliwości. Przed wyborami europejskimi zapowiadana nawet była kontynuacja podczas jesiennych wyborów parlamentarnych. Nastroje były bardzo optymistyczne, sondaże wskazywały zwycięstwo, a zakończyło się porażką i uzyskaniem 38,47% przy 45,38 PiSu. Porażka spowodowała wzajemne wyrzuty i zrzucanie winy, co doprowadziło do rozpadu koalicji, i osobnego startu w wyborach parlamentarnych (jedynie Nowoczesna i Zieloni wstąpili do Koalicji Obywatelskiej pod przywództwem Platformy Obywatelskiej znikając ze sceny politycznej). Podobny scenariusz jest bardzo prawdopodobny w przypadku wspólnego startu do wyborów parlamentarnych, tylko w przypadku porażki i wzajemnych waśni powyborczych ponownie najwięcej zyskuje Prawo i Sprawiedliwość mając przed sobą rozbitą opozycję, którą można grać jak się tylko chce.

 


Głosowanie za, a nie przeciw

Wieloletni spór Platformy Obywatelskiej z Prawem i Sprawiedliwością w niejednych wyborach powodował, że wiele osób głosowało na kandydatów nie takich jakich by chcieli, ale przeciwko komuś. Utworzenie wspólnych list pod hasłem „Przeciwko PiS” jest to powrót do tej zasady, której coraz więcej osób ma dość. Może to wpłynąć na negatywną frekwencję, ponieważ wiele osób pozostanie w domu zamiast głosować znowu niezgodnie ze swoim sumieniem. Iskierką nadziei było powstanie m.in. takiego podmiotu jak Polska 2050, gdzie jednym z założeń jest robienie polityki inaczej. Wstąpienie do wspólnej listy będzie zaprzeczeniem zasadzie „pokolenie, nie kadencja”, co realnie wpłynie na jakość i długość żywotności tego podmiotu na scenie politycznej. Większość sondaży w rubryce frekwencja pokazuje wyniki rzędu 50-60%. Wynik ten jest przy osobnym starcie, przy starcie wspólnym prawdopodobnie będzie niższy. Zamiast zastanawiać się jak wygrać z PiSem tworząc jedne listy lepiej zastanowić się jak wykorzystać pozostałe 40%, które nie chce wziąć udziału w wyborach. Na pewno argumentem, który ich przekona nie będzie pokazanie wspólnej listy, miksu programów, miksu wizji, a wszystko pod przewodnictwem Platformy Obywatelskiej, która ma bardzo duży odsetek negatywny w sondażach. Potencjalne osoby niezdecydowane lub niechętne do udziału w głosowaniu poszukują wizji, poszukują czegoś, co je przekona, że warto i na tym powinny się skupić partie opozycyjne, a nie na szukaniu wytrychu, którym pokonają obecnie rządzących.

Podsumowanie

Prawo i Sprawiedliwość od wyborów prezydenckich w 2015 roku wygrało wszystkie wybory. Zarówno te, gdzie opozycja próbowała się jednoczyć, jak i te, gdzie opozycja startowała osobno. Pokazuje to jedynie, że problemem nie jest jednoczenie, czy jego brak, a problemy programowe. Wyborczy oczekują opozycji, która powalczy, która coś zrobi, żeby wygrać, a nie będzie kombinować jak pokonać PiS bez większego nakładu. Na scenie politycznej są zarówno starzy gracze, jak i nowe podmioty i szczególne te nowe podmioty powinny unikać mariaży, wspólnych list, koalicji, bo jedyne, co z tego wyniknie to utrata zaufania. Partia rządząca popełnia błąd za błędem, rzżdzi w sposób pozostawiający nie wiele, a ogrom do życzenia, ale zagranie z 2007 roku, czyli antyPiS to już za mało. Nie wystarczy być tylko w kontrze do Zjednoczonej Prawicy, należy przejąć inicjatywę i powalczyć, ale nie jednocząc się, a walcząc osobno, tak, żeby uczciwie wygrać wybory swoim programem przekonując Polski i Polaków do zagłosowania za.

Jeśli wpis się podoba to proszę pozostaw jakiś ślad w komentarzu (daje motywacje do pisania dalej) oraz zapraszam oraz na mojego Twittera: Kasjan


Zachęcam również do śledzenia bloga poprzez kliknięcie Subskrybuj na górnym pasku, dzięki, której na maila otrzymasz info o moich nowych wypocinach :) 

 

Komentarze

  1. Też jestem zdania, że nie powinno się tworzyć wspólnych list, jestem za SzH i choć wiem ze to nie będzie łatwe wolałabym by Ruch szedł sam... Dzieki wielkie ze "wypociny" 😊

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Mityczny brak poparcia Trzaskowskiego przez Hołownię

  Pomimo, że od wyborów prezydenckich minęło już ponad pół roku to zwolennicy przede wszystkim Platformy Obywatelskiej propagują nadal to samo kłamstwo „Gdyby Szymon Hołownia poparł Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze, ten by wygrał”. W tym wpisie chciałbym raz na zawsze rozprawić się z tym tematem, pokazując przede wszystkim suche liczby oraz, że tak naprawdę za porażkę w wyborach zamiast obwiniać Hołownię, to powinno się poszukać winy gdzie indziej. Szymon Hołownia zaliczył stosunkowo dobrą kampanię przed pierwszymi wyborami 10 maja, które się nie odbyły w przeciwieństwie do kandydatki PO Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Kidawa-Błońska startowała w wyścigu z pułapu rzędu ~25%, by pod koniec kampanii na początku maja spaść do 4-5%. Słaba kampania i niemrawość kandydatki zdecydowała o tym, że władze Platformy, gdy nadarzyła się okazja po przełożeniu wyborów na 28 czerwca podmienili kandydata na urzędującego Prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. Obiektywnie nie można mieć pretens

Michał Kobosko - kim jest przyszły przewodniczący partii PL2050?

W poprzednim wpisie (można przeczytać:  tutaj ) zająłem się partią tworzoną przez Szymona Hołownię jako trzeci brakujący element w zapowiadanym układzie: głowa (think-tank Strategie 2050), serce (stowarzyszenie Polska 2050) oraz ręce (partia polityczna, której nazwa zostanie ogłoszona przy rejestracji). W trakcie konferencji prasowej Szymon ogłosił, że na czele projektu tworzenia partii i jak można się domyślić po takim namaszczeniu, na czele utworzonej partii stanie Michał Kobosko. W tym wpisie chciałbym zająć się postacią Michała Kobosko, którego tak naprawdę mimo, iż jest związany z rynkiem mediowym od wielu lat szeroka publiczność poznała podczas kampanii prezydenckiej Szymona Hołowni.  Kim jest Michał, czym się dotychczas zajmował oraz dlaczego właśnie on stanie na czele tego projektu? Na samym początku należy odpowiedzieć sobie na pytanie kim tak naprawdę jest Michał Kobosko i czym się zajmował, co mogłoby go predestynować do przewodzenia partii? Żeby rzetelnie odpowiedzieć na to

Mandacik nie do nieprzyjęcia.

  W tym wpisie chciałbym poruszyć temat kontrowersyjnego projektu mandatowego, polegającego na odebraniu prawa do odmowy przyjęcia mandatu. Zastanowię się dlaczego powstał taki projekt oraz kto jest jego twarzą. 8 stycznia do Sejmu Rzeczypospolitej wpłynął kontrowersyjny projekt ustawy o zmianie ustawy - Kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia zawierający szereg zmian, acz z jedną najistotniejszą, mianowicie odebraniem prawa obywatelom odmowy przyjęcia mandatu. Obecnie mamy następującą sytuację: funkcjonariusz przekazuje nam informację o mandacie (za co, jaka kwota, sposób zapłaty etc.) z zapytaniem o przyjęcie. W tym wypadku możliwe są dwie ścieżki. Pierwsza przyjęcie mandatu, funkcjonariusz kończy postępowanie i jesteśmy zobowiązani w podanym terminie uiścić wysokość nałożonego mandatu. W przypadku niezgadzania się z którymś punktem mandatu, bądź będąc przekonanym o swojej niewinności przysługuje nam prawo odmowy przyjęcia mandatu, skutkujące skierowaniem sprawy do sądu, gdz