Jakiś czas temu popełniłem tekst: Nieznośna lekkość bytu Szymona Hołowni, w którym starałem się przeanalizować, dlaczego styl prowadzenia polityki przez Szymona Hołownię, tak mocno denerwuje różne strony sceny politycznej. Jeden z akapitów poświęciłem Lewicy, aczkolwiek wiem, że zdecydowanie za mało, więc ten wpis chcę poświęcić sytuacji Lewicy.
Na początku zaznaczę, iż klasyczny podział na lewą i prawą stronę sceny politycznej niejako się zatarł nadal istnieją odmienne światopoglądy. Dlatego dla dobra polityki i społeczeństwa potrzebne są stabilne reprezentacje każdej ze stron: lewica, prawica i centrum. Sytuacją centrum i prawicy zajmę się kiedy indziej, w tym wpisie zajmę się tylko i wyłącznie Lewą stroną.
Lewica jako połączenie SLD, Wiosny Biedronia i Partii Razem weszła do Sejmu w 2019 roku z ożywczym podejściem. Można było zobaczyć 3 tenorów na czele w postaci: W. Czarzastego, R. Biedronia i A. Zandberga wspartych wieloma młodymi, ambitnymi osobami jak np. rzeczniczka A.M. Żukowska, A. Dziemianowicz-Bąk, M. Biejat i wiele wiele innych. Po ciężkiej 4 letniej kadencji, gdzie prym w Sejmie wiódł spór na linii PiS-PO, Po-PiS (jak kto woli) pojawienie się przeciwwagi zwiastowało nowe otwarcie. Merytoryczne przygotowanie podczas obrad Sejmu, połączone z pełnymi luzu i wdzięku wystąpieniami medialnymi powodowały złudzenie, że Lewica może tylko rosnąć i rosnąć, aby w wyborach w 2023 walczyć, być może nawet o zwycięstwo. Złudzenie to trwało przez pierwsze miesiące mimo nawet potknięcia już na starcie. Robert Biedroń podczas kampanii do Sejmu zapowiadał, że w przypadku ewentualnego zdobycia mandatu, zrzeknie się mandatu europosła, czego w ostateczności nie uczynił. Próbowano użyć tego argumentu, żeby osłabić Lewicę, ale w ostatecznym rozrachunku nie miał on żadnego wpływu na wyniki i umacnianie się w okolicy podium różnorakich sondaży.
Sielanka połączona z może nieznacznie, ale ciągle rosnącymi, albo przynajmniej stabilnymi wynikami rzędu kilkunastu procent trwała do początku kampanii wyborczej na Prezydenta RP. Lewica w gronie trzech tenorów podjęła decyzję, że reprezentować ją w tej walce będzie jeden z nich - Robert Biedroń. Niezbyt udana kampania wyborcza połączona z początkiem epidemii koronawirusa spowodowało niechlubny wynik na poziomie 2.22% (w liczbach bezwzględnych 432 129 głosów). Tak slaby wynik pozwolił w rzeczywistości na redukcję z trzech do dwóch (a de facto jednego) tenorów - W. Czarzastego i A. Zandberga. Robert Biedroń jeszcze teoretycznie szef Wiosny, ale w praktyce po decyzji o jesiennym (do którego jeszcze nie doszło) połączeniu SLD i Wiosny zostaje członkiem partii, skupiając się przede wszystkim na pracy w Brukseli. Adrian Zandberg posiada więcej chęci przywódczych i nie chcąc stać się tak naprawdę jedynie elementem w partii nadal wywalczył niezależność swojego stronnictwa Razem.
Wybory prezydenckie obnażyły Lewicy - słaby program i brak pomysłu na przekonanie większej rzeszy zwolenników przyniosły jeszcze jedno - pojawienie się nowego gracza na scenie Szymona Hołowni, którego na początku nikt nie brał pod uwagę, ale po uzyskaniu trzeciego wyniku w pierwszej turze sytuacja stała się zgoła odmienna. Lewica nadal starała się nie odnosić do niego, ale zaczęła zdawać sobie sprawę, że rośnie silny konkurent w strefie wpływów, więc z czasem skupiła główne ataki tylko i wyłącznie na nim (do tego jeszcze dojdziemy).
Okres wakacyjny okazał się bardzo znaczący dla postrzegania Lewicy w obecnym wymiarze. Temat pandemii osłabł, było mniej zachorowań, wszyscy wrócili do normalnego stylu życia, a w międzyczasie PiS zręcznie atakując środowisko LGBT (już w kampanii to rozpoczynając) wywołał niejako do tablicy Lewicę. Ta stawiła się na wezwanie i oczywiście nie krytykuje takiego zachowania i nie podważam, że temat osób LGBT jest ważny to odczuwalne było postawienie ze strony Lewicy wszystkiego na szali spraw LGBT. Nie było innych tematów tylko "LGBT to ludzie", "LGBT należą się pełne prawa" etc. W zestawieniu ze słynną sprawą Margot, która była niejako zaczynkiem do całości tematu LGBT w mediach Lewica sama ustawiła się w odpowiednim szeregu. Ograniczyła tym samym możliwość napływu bardziej stonowanych wyborców wzmacniając tym samym swoją pozycję partii progresywnej. Lato pod znakiem LGBT minęło i wraz z przyjściem jesieni na pytanie z czym kojarzy się Lewica, odpowiedź była dość jasna - LGBT. Trochę mało. Tym bardziej, że sprawa wspomnianej (wspomnianego, zależy jak kto sądzi) Margot przyniosła więcej strat niż pożytku. Postać ta budzi emocje to fakt i to jej siła, ale niestety szczególnie dla Lewicy budzi skrajnie negatywne emocje oddalając osoby niezaangażowane.
Po stratach związanych z kampanią oraz postawieniu wszystkiego na LGBT przyszedł czas na ostatni rozdział definiujący w chwili obecnej Lewicę. Decyzja TK z 19.10.2020 odnośnie zgodności z Konstytucją jednej z 3 przesłanek tzw. "kompromisu aborcyjnego". Decyzja ta wywołała na początku głównie w kobietach, ale w dalszym aspekcie w większości społeczeństwa złość i doprowadziła do wielotysięcznych marszy w całym kraju. Organizatorem marszy był Ogólnopolski Strajk Kobiet pod przewodnictwem Marty Lempart. Bardzo szybko doszło do mariażu OSK z Lewicą i postawieniu na kolejnego wątpliwego konia, mianowicie na pełną liberalizację przepisów aborcyjnych. Tak jak wspomniałem na początku demonstracje odnosiły się głównie do decyzji TK, ale przerodziły się w marsze przeciwko władzy PiS, przeciwko bucie partii rządzącej w połączeniu ze zmęczeniem pandemią, zwiększającymi się ograniczeniami etc. Lewica (i OSK) jednak nie do końca chciała to zauważyć wchodząc w radykalną retorykę "Aborcja tu i teraz, dla wszystkich". Poza słynnymi postulatami "Wypier..." pojawiły się wypowiedzi o torturach kobiet i tym podobne, kompletnie ignorując fakt, że większość osób demonstrujących na pytanie o aborcję opowiada się za utrzymaniem kompromisu z 1993 roku. Tylko ok 20% popiera postulat pełnej liberalizacji, co powoduje, że Lewica nie tylko nie ma większości za sobą to jest w zdecydowanej mniejszości.
Kolejnym aspektem związanym z marszami i mariażem z OSK jest postać Marty Lempart. Profesor Magdalena Środa w programie "Fakty po faktach" na TVN24 określiła ją jako "Wałęsa naszych czasów", co jest dość dużym nadużyciem. Pani M. Lempart jest osobą o skrajnych poglądach, skrajnie lewicowych, co w sposób oczywisty dość łatwo łączy ją ze środowiskiem Lewicy, ale działa tylko na jej korzyść. Podobnie jak w przypadku sprawy Margot tak i tu Lewica firmując sobą postulaty p. Lempart zniechęca do siebie bardziej umiarkowanych potencjalnych wyborców.
Zaznaczyć należy, że p. M. Lempart jako pierwsza obrała za cel ataku Szymona Hołownię, jako głównego złego na marszach, czemu bardzo płynnie wtórowali ludzie Lewicy. Dlaczego akurat Hołownia, a nie np. środowisko Koalicji Obywatelskiej, które od razu kiedy pojawiła się okazja podpięło się pod marsze? Odpowiedź na to pytanie moim zdaniem zaczyna się w momencie, w którym do ruchu Polska 2050 dołączyła posłanka Hanna Gill-Piątek. Początkowo Lewica w formie trochę żartobliwej, trochę uszczypliwej komentowała to jako kłusownictwo, Poseł Tomasz Trela nawet pokusił się o nagranie filmiku i wrzucenie do sieci, jak szuka Szymona Hołownię w lesie, bo ten kłusuje. Z czasem jednak ataki zaczęły się nasilać z apogeum podczas protestów. Jak już wspomniałem pierwsza była M. Lempart, formalnie niezwiązana z Lewicą, ale wtórowali jej przedstawiciele Lewicy (A.M. Żukowska etc.) zarzucając Hołowni klerykalne podejście, bycie zwolennikiem tortur, do tak absurdalnych jak bycie zwolennikiem cenzurowania Netflixa. Wszystkie ataki oczywiście mają na celu zdyskredytowanie potencjalnego przeciwnika samemu zyskując.
Reasumując Lewica zaczęła z wysokiego C wchodząc do Sejmu jako nowa jakość, pełna luzu, merytoryki i wdzięku z czasem stając się w swojej progresywności dość wąska i ograniczona. Dzisiaj jeśli zapyta się osobę niezwiązaną emocjonalnie z Lewicą jakie są jej postulaty, odpowiedź padnie: "aborcja i LGBT". W dobie pandemii, kryzysu gospodarczego, finansowego, społecznego i zdrowotnego ustawienie się w narożniku LGBT i pełna aborcja powoduje bolesny zjazd sondażowy. Sondaże to nie wszystko dochodzi do tego zaufanie publiczne, a w tym wypadku również nie wypada to najlepiej. W sondażach zaufania do polityków przedstawiciela Lewicy próżno szukać w pierwszej 10. Czy Lewica zmieni swoje podejście i stanie się partią bardziej przystępną dla umiarkowanych? Patrząc na kurs obrany przez ostatnie 5-6 miesięcy można wątpić, ale jedno jest pewne, w tym stylu i z takim podejście spadek w sondażach to najmniejszy problem, więszy to realna opcja nie wejście w 2023 roku do Sejmu. Czas pokaże, ale mariaże ze skrajnościami nigdy, nikomu na dobre nie wychodziły.
Jeśli wpis się podoba to proszę pozostaw jakiś ślad w komentarzu (daje motywacje do pisania dalej) oraz zapraszam oraz na mojego Twittera: Kasjan
Zachęcam również do śledzenia bloga poprzez kliknięcie Subskrybuj na górnym pasku, dzięki, której na maila otrzymasz info o moich nowych wypocinach :)
W punkt 😊 Lewica dołki kopie i sami w nie wpadają .
OdpowiedzUsuńProblem Lewicy polega na tym, że sposób w jaki komunikują swoje postulaty jest w stanie przekonać tylko przekonanych. A nie na tym to polega. Jasne, że nie wolno traktować praw kobiet i LGBT jako temat zastępczy. Tylko, że tego się nie robi w taki sposób. Ich komunikaty w większości opierają się na krzyku "chcemy tego i tamtego i kropka!". Ale skoro ustawiają się jako strona, której w szczególności zależy na liberalizacji aborcji do 12ego tygodnia i małżeństwach jednopłciowych - a na politycznej scenie są jak na razie jedyną taką stroną, bo PO wcale nie podziela tych postulatów - to powinni porządnie wziąć się za kampanie społeczne, cierpliwe tłumaczenie dlaczego powinno tak, a nie tak i nie wyzywać nikogo od katotalibanu. Przy kilku porządnych kampaniach ludzie zaczynają więcej rozumieć i wtedy nawet w referendum może wyjść nagle 70% poparcia dla liberalizacji aborcji jak było w Irlandii. Ale trzeba to zrobić z głową - żeby dobrze się zaprezentować - i sercem - z empatią i szacunkiem do jeszcze nieprzekonanych.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak, ostatnie miesiące zrobiły wiele złego. Wydaje mi się że tolerancja dla osób LGBT w naszym społeczeństwie zaczynała dominować a teraz sama nie wiem. Osobiście mam żal za to że ukradziono mi tęczę. Tęczowa parasolka w szary listopadowy dzień mogłaby choć trochę poprawić humor, a teraz mogłaby jedynie zapewnić atak narodowca albo pałowanie policji. Wiem, symbolika jest czytelna, kolory tęczy wszystkie razem dają biały kolor ale jestem zawiedziona że teraz kojarzy mi się z przemocą
Usuń