Przejdź do głównej zawartości

Aborcja nie jest ok.

 
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego, zwanego Trybunałem Konstytucyjnym Julii Przyłębskiej z 22.10.2020 roku stwierdzający, że jedna z trzech przesłanek zawartych w kompromisie aborcyjnym jest niezgodny z Konstytucją wywołał burzę w społeczeństwie i na dobrze rozgorzała dyskusja odnośnie pełnej liberalizacji aborcji oraz znaleźliśmy się w patowej sytuacji sporu dwóch obozów – zwolenników i przeciwników. W poniższym wpisie nie chcę rozprawiać o słuszności, czy braku słuszności wyroku TK, nie mnie oceniać tak trudne sprawy, ja jedynie spróbuję się odnieść do samego postulatu liberalizacji prawa aborcyjnego. Powstało wokół niego wiele mitów, z którymi postaram się mniej lub bardziej udolnie rozprawić, przedstawiając przy tym mój pogląd na ten niezwykle ważny społecznie problem. Na wstępnie chciałbym zaznaczam, że w mojej opinii kompromis był dobrym rozwiązaniem, oczywiście nie satysfakcjonował w 100% żadnej ze stron sporu, ale taka jest natura kompromisów i uważam, że nie powinno się go ruszać, stało się inaczej, więc w kontekście tej nowej rzeczywistości należy rozpatrywać problem.

Aborcja jest niezbywalnym prawem człowieka.

Zwolennicy pełnej liberalizacji prawa aborcyjnego z Lewicą i OSK na czele powołują się na argument, że jest to prawo kobiety jako prawo człowieka, a prawa człowieka są niezbywalne i z nimi się nie dyskutuje. Odnosi się to również do kwestii propozycji organizacji referendum w tej jakże trudnej sprawie, ale o tym poniżej. Jak jest w rzeczywistości? Deklaracja Praw Człowieka uchwalona przez ONZ - Tekst pełnej deklaracji w żadnym punkcie nie podpiera powyższej tezy. 30 artykułów określających i porządkujących osiągnięcia i postulaty człowieka walczącego o swoją wolność i godność (jak mówią słowa Deklaracji) i ani jeden nie zawiera ani słowa odnośnie aborcji. Wiem, że zwolennicy powołują się na Artykuł 6, którego treść brzmi: „Nie wolno nikogo torturować ani karać lub traktować w sposób okrutny, nieludzki lub poniżający” odnosząc to do złamania kompromisu i zmuszania kobiety do nadludzkiego heroizmu związanego z donoszeniem ciąży, gdzie wykryte są nieodwracalne, ciężkie wady dziecka. W tym wypadku przyznaję rację, jest to forma tortury przede wszystkim psychicznej, ale nie tylko, jednakże nie czuję się na tyle kompetentną osobą, aby w kwestii tak trudniej jak wady letalne się wypowiadać. Pomijając ten aspekt, który należy oczywiście naprawić, tak jak było to zawarte w kompromisie, patrząc na główny postulat, czyli dobrowolna możliwość przerywania ciąży do 12 tygodnia, nijak ma się on do Deklaracji Praw Człowieka, tak więc mówienie o aborcji jako o prawie człowieka jest bzdurą. Dodatkowo powoływanie się na prawa człowieka druga strona sporu może powołać się na Artykuł 1: „Każdy człowiek ma prawo do życia, wolności i bezpieczeństwa swej osoby” i tu rozpoczyna się główna oś sporu, w którym momencie mówimy o życiu, czy w momencie, gdy wykształca się serce i zaczyna bić, czy gdy wykształca się mózg, a może w momencie narodzin? Jeśli weźmiemy ostatni przypadek pod uwagę to dlaczego według prawa nienarodzone dziecko ma prawo dziedziczenia? Jeśli nie jest to życie to nie powinno móc dziedziczyć. Jeśli natomiast inne przypadki to zarówno serce jak i mózg wykształca się w 4 tygodniu ciąży (za: www.poradnikzdrowie.pl) screen

Na zakończenie rozważań o prawach człowieka w tym kontekście pragnę na chwilę powrócić do artykułu 6, który mówi, że nie wolno nikogo traktować w sposób poniżający. Zwolennicy aborcji używając określenia „osoba z macicą” moim zdaniem wyczerpują ten fragment w całej rozciągłości. To tak na przemyślenie.

Polska jako zaścianek względem progresywnych państw zachodu.

Kolejnym bardzo często podnoszonym argumentem jest „większość cywilizowanych krajów ma uregulowane to prawo i zezwala na przerywanie ciąży do 12 tygodnia, my więc musimy być też postępowi, a nie być zaściankiem”. Pozwolę sobie w tym wypadku na małą osobistą dygresję, mianowicie pamiętam jak byłem w szkole i rodzice wracali z wywiadówki, kiedy byli niezadowoleni starałem się użyć argumentu „Ale Krzysiek coś tam”. Zawsze słyszałem odpowiedź „Nas inni nie interesują, jak Krzysiek skoczy w ogień to zrobisz to samo?”. Utkwiło mi to w pamięci, gdyż są to bardzo mądre słowa, które prawdopodobnie niejednokrotnie ktoś z Was również słyszał. Powołuję się na nie dlatego, że uważam, iż argument innych krajów ma być od razu realizowany u nas jest bzdurą. Jeśli większość krajów UE ustanowi sobie prawo, że co środę każdy obywatel ma się uderzyć patelnią w czoło, to znaczy, że my również mamy ustanowić takie prawo? A jak nie to będziemy zaściankiem? No nie, nie będziemy. Jesteśmy kulturowo inaczej usposobieni niż np. kraje południowe, więc dlaczego mamy akurat w tym temacie się powoływać na jakąś pseudo solidarność. Jeszcze inaczej mówiąc Polska jest krajem członkowskim UE, co nie znaczy, że musi być tu dokładnie takie samo prawo jak w innych krajach. W przeciwnym wypadku po co mówić o różnych krajach, byłby jeden UE. Dla pełnej jasności nie mówię, że nigdy nie powinno się rozważać liberalizacji tego prawa, ale zanim to nastąpi potrzeba rzetelnej edukacji, aczkolwiek o tym za chwilę.

Wybór tylko kobiety.

Z tym argumentem ciężko jest polemizować pod tym kątem, że wiadomo, jeśli kobieta się zdecyduje to nikt nie zmieni jej wyboru. Aczkolwiek w moim zamyśle jest trochę inny kontekst. W debacie słyszę, że mężczyźni nie powinni się wypowiadać, bo nie ich ciało to nie mają prawa głosu. Oczywiście jest to prawda, nie jest to ich ciało jednakże wykluczanie z debaty mężczyzn jest na wielu płaszczyznach krzywdzące. Zacznijmy, żeby mieć odhaczone jak najszybciej od kwestii czystej biologii. Nie da się ukryć, żeby mówić o potencjalnej aborcji najpierw musi dojść do zapłodnienia i tu już choćby nie wiadomo jak zwolennicy powyższej tezy by walczyli, udział mężczyzny jest niezbędny. Skoro jest „zamieszany” w powyższy czyn to moim zdaniem również ma prawo wypowiadać się w tej tematyce. Wiem, że można tu odbić od razu piłeczkę, że część mężczyzn nie jest zainteresowane dalszymi losami i tak to prawda, ale to, że gdzieś jest baran nie może od razu wykluczać z dyskusji wszystkich. Po drugie jak już mamy za sobą kwestie biologiczne to teraz kwestie materialne. Nie chcę za bardzo w ten wątek wchodzić, bo wiem, że to temat na osobną długą rozprawkę, aczkolwiek w przypadku urodzenia dziecka, kiedy potencjalni rodzice decydują, że nie będą razem dochodzi do kwestii alimentów. I w tym wypadku mężczyzna (w większości przypadków, acz zaznaczam, że tak wiem iż są ojcowie, którzy wychowują), który nie ma pełnej opieki jest zobowiązany do płacenia alimentów. Jestem pełnym zwolennikiem takiego rozwiązania, najważniejsze jest dobro dziecka, ale wracając do meritum, w tym wypadku mężczyzna jest pełnoprawnym uczestnikiem dyskusji, ale gdy mówimy o aborcji ma siedzieć cicho? No i na koniec tego rozważania ponownie moja osobista dygresja, uważam, że wykluczanie mężczyzn, gdzie niejednokrotnie zwolennicy aborcji wyrażają się o płci męskiej jak o przechowalni nasienia jest dla mnie bardzo, ale to bardzo nieuczciwe. Pozostaje jeszcze kwestia w przypadku referendum równości wszystkich, ale to temat na kolejne punkty, więc proszę o chwilę cierpliwości.

Aborcja nie powinna być formą antykoncepcji.

Inny argument, który często pojawia się w debacie publicznej to prawo kobiety do przerwania ciąży, bo niszczy jej to plany, karierę, a szybka aborcja to w sumie forma antykoncepcji. Nie zgadzam się z takim podejściem, ponieważ wszyscy (raczej) jesteśmy osobami dorosłymi i poza przyjemnościami jakie niewątpliwie przynosi seks jest jeszcze kwestia czegoś takiego jak odpowiedzialność. Zagłębiając się na chwilę do słownika języka polskiego:

odpowiedzialność

1.«obowiązek moralny lub prawny odpowiadania za swoje lub czyjeś czyny»

2.«przyjęcie na siebie obowiązku zadbania o kogoś lub o coś»

Osoba odpowiedzialna musi być świadoma swoich konsekwencji, tak więc w moim skromnym mniemaniu kobieta ma jak najbardziej tak jak mężczyzna wybór z kim, kiedy i gdzie pójdą do łóżka, ale muszą być również świadomi ewentualnych konsekwencji. W tym wypadku oczywiście niezbędna jest odpowiednia edukacja, o czym piszę w kolejnym punkcie, ale również zdrowy rozsądek, którego czasami brakuje.

Zacznijmy od edukacji.

Osobiście uważam, że ten punkt mojej wypowiedzi jest najistotniejszy. Mianowicie obraliśmy w całej dyskusji złą kolejność. Najpierw powinniśmy skupić się na rzetelnej, porządnej edukacji i zrobić to na tyle wcześnie, żeby zminimalizować problem niechcianych ciąż wśród małoletnich. Tu objawia się absurd naszego prawa, jakim jest fakt, że 15-latka/ek mogą uprawiać seks, ale np. nie mogą obejrzeć filmu porno, czyli mogą zrobić coś na co nie mogą patrzeć, ale to kwestia drugorzędna. Nie pora teraz rozważać, czy to prawo jest dobre, czy nie, jest to odniosę się do stanu aktualnego. Skoro w wieku 15 lat dozwolony jest seks to edukacja o jego skutkach, możliwych zagrożeniach i konsekwencjach. Tak więc, żeby zrobić to rzetelnie powinno się to rozpocząć o wiele wcześniej i być prowadzone przez wykwalifikowane osoby, aby unikać sytuacji, że Pani od przyrody prowadzi lekcję Przygotowania do życia w rodzinie. Powinni się tym zająć specjaliści od kwestii psychologii, seksuologii etc. Nie jestem specem, więc pozostawię to osobom kompetentnym. Po przeprowadzeniu odpowiedniej reformy w tym aspekcie i wprowadzeniu profesjonalnej i rzeczowej edukacji w moim przekonaniu będzie można rozmawiać o rozszerzeniu prawa aborcyjnego, bo w chwili obecnej to wygląda jak próba leczenia oparzenia palca przez amputację.

W tym wątku muszę poruszyć jeszcze sprawę krążącego filmiku młodej dziewczyny określonej mianem Julka, która mówi tak:

„Jak będę chciała to zostanę dziw*ą, będę się ruch*ć bez zabezpieczenia oraz usuwać te życie Boże, kiedy tylko kur*a będę chciała! I ch*j Ci do tego(...)”


Powyższy cytat abstrahując od wulgarności jest idealnym zobrazowaniem, jak wiele edukacji jeszcze potrzeba, zanim da się do ręki tak nieodpowiedzialnym osobom oręż w postaci możliwości usuwania ciąży kiedy i jak chcę. I wiem, że teraz można od razu powiedzieć, że to młoda dziewczyna, wyjątek etc. ale prawda jest taka, że nie wiemy po pierwsze jak wiele młodych ludzi dokładnie tak rozumie całą sprawę, a po drugie nawet jak jest ich mniejszość to nadal utwierdzają mnie w przekonaniu, że na liberalizacje prawa aborcyjnego jest zdecydowanie za wcześnie.

Referendum.

Na wstępie napisałem, że znaleźliśmy się wszyscy w patowej sytuacji, wyrok Trybunału Konstytucyjnego (jeszcze nieopublikowany) złamał kompromis, do którego powrotu obecnie nie ma możliwości. Jak w takim wypadku wyjść z tego impasu? W moim przekonaniu jedyną słuszną drogą jest zorganizowanie ogólnokrajowego referendum z 3 opcjami (za, przeciw, dopuszczalne zasady z kompromisu) i niech obywatele zdecydują. W trakcie debaty usłyszałem, przeczytałem multum bzdurnych propozycji, żeby decydowały np. tylko kobiety, w innym wypadku tylko kobiety przed menopauzą itd. Oczywiście jest to bzdura z zarówno prawnego jak i zdroworozsądkowego punktu widzenia. Polskie prawo o referendum mówi:

Konstytucja: Art. 125. Referendum ogólnokrajowe

    1. W sprawach o szczególnym znaczeniu dla państwa może być przeprowadzone referendum ogólnokrajowe.

    5. Zasady i tryb przeprowadzania referendum określa ustawa.

Ustawa z dnia 14 marca 2003 r. o referendum ogólnokrajowym:

Art. 3. 1. Prawo udziału w referendum ma obywatel polski, jeżeli najpóźniej w dniu głosowania kończy 18 lat.

Wyjaśniłem w poprzednich akapitach, dlaczego z punktu widzenia zdroworozsądkowego w referendum głos powinni mieć również mężczyźni, tu natomiast przedstawiłem kwestie prawne.

Opcje polityczne ze względu na swoje skrajności nie są w stanie dojść do porozumienia, dodatkowo przeprowadzone sondaże mówią, że zwolennicy pełnej liberalizacji prawa aborcyjnego stanowią 20-25%, przeciwnicy 15-20%, natomiast zwolennicy przywrócenia kompromisu to 60-70%. Przy tak niejednorodnym głosie, w kwestii niesamowicie istotnej społecznie referendum byłby najlepszą opcją, która zobowiązywałaby opcje rządzącą niezależnie, kto będzie to pełnić do zaakceptowania i w taki sposób ustanowienia prawa.

Podsumowanie.

Pokrótce reasumując powyższy dość długi wpis mam nadzieję, że udało mi się wykazać, iż mówienie głównie przez lewicowe środowiska o prawach człowieka w tej kwestii to manipulacja i nieprawda. Jednakże nie chciałbym, żeby ten wpis był traktowany jako atak na kogokolwiek, a raczej, żeby wyciągnąć wnioski, że najważniejsza jest edukacja. Temat został zaniedbany od wielu lat, a teraz w ramach politycznych sporów rozgorzał i zgodnie z zasadą odkręcania wajchy całkowicie w drugą stronę, chce się wprowadzić prawo, które w konsekwencji może bardziej zaszkodzić, aniżeli pomóc. Dodatkowo gorący apel: każdy zwolennik liberalizacji niech odejdzie od używania określeń „osoba z macicą” i temu podobne oraz nie wykluczajcie z tej debaty nikogo, gdyż temat jest ważny społecznie i całe społeczeństwo ma prawo głosu.

Jeśli wpis się podoba to proszę pozostaw jakiś ślad w komentarzu (daje motywacje do pisania dalej) oraz zapraszam oraz na mojego Twittera: Kasjan


Zachęcam również do śledzenia bloga poprzez kliknięcie Subskrybuj na górnym pasku, dzięki, której na maila otrzymasz info o moich nowych wypocinach :) 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mityczny brak poparcia Trzaskowskiego przez Hołownię

  Pomimo, że od wyborów prezydenckich minęło już ponad pół roku to zwolennicy przede wszystkim Platformy Obywatelskiej propagują nadal to samo kłamstwo „Gdyby Szymon Hołownia poparł Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze, ten by wygrał”. W tym wpisie chciałbym raz na zawsze rozprawić się z tym tematem, pokazując przede wszystkim suche liczby oraz, że tak naprawdę za porażkę w wyborach zamiast obwiniać Hołownię, to powinno się poszukać winy gdzie indziej. Szymon Hołownia zaliczył stosunkowo dobrą kampanię przed pierwszymi wyborami 10 maja, które się nie odbyły w przeciwieństwie do kandydatki PO Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Kidawa-Błońska startowała w wyścigu z pułapu rzędu ~25%, by pod koniec kampanii na początku maja spaść do 4-5%. Słaba kampania i niemrawość kandydatki zdecydowała o tym, że władze Platformy, gdy nadarzyła się okazja po przełożeniu wyborów na 28 czerwca podmienili kandydata na urzędującego Prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. Obiektywnie nie można mieć pretens

Michał Kobosko - kim jest przyszły przewodniczący partii PL2050?

W poprzednim wpisie (można przeczytać:  tutaj ) zająłem się partią tworzoną przez Szymona Hołownię jako trzeci brakujący element w zapowiadanym układzie: głowa (think-tank Strategie 2050), serce (stowarzyszenie Polska 2050) oraz ręce (partia polityczna, której nazwa zostanie ogłoszona przy rejestracji). W trakcie konferencji prasowej Szymon ogłosił, że na czele projektu tworzenia partii i jak można się domyślić po takim namaszczeniu, na czele utworzonej partii stanie Michał Kobosko. W tym wpisie chciałbym zająć się postacią Michała Kobosko, którego tak naprawdę mimo, iż jest związany z rynkiem mediowym od wielu lat szeroka publiczność poznała podczas kampanii prezydenckiej Szymona Hołowni.  Kim jest Michał, czym się dotychczas zajmował oraz dlaczego właśnie on stanie na czele tego projektu? Na samym początku należy odpowiedzieć sobie na pytanie kim tak naprawdę jest Michał Kobosko i czym się zajmował, co mogłoby go predestynować do przewodzenia partii? Żeby rzetelnie odpowiedzieć na to

Mandacik nie do nieprzyjęcia.

  W tym wpisie chciałbym poruszyć temat kontrowersyjnego projektu mandatowego, polegającego na odebraniu prawa do odmowy przyjęcia mandatu. Zastanowię się dlaczego powstał taki projekt oraz kto jest jego twarzą. 8 stycznia do Sejmu Rzeczypospolitej wpłynął kontrowersyjny projekt ustawy o zmianie ustawy - Kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia zawierający szereg zmian, acz z jedną najistotniejszą, mianowicie odebraniem prawa obywatelom odmowy przyjęcia mandatu. Obecnie mamy następującą sytuację: funkcjonariusz przekazuje nam informację o mandacie (za co, jaka kwota, sposób zapłaty etc.) z zapytaniem o przyjęcie. W tym wypadku możliwe są dwie ścieżki. Pierwsza przyjęcie mandatu, funkcjonariusz kończy postępowanie i jesteśmy zobowiązani w podanym terminie uiścić wysokość nałożonego mandatu. W przypadku niezgadzania się z którymś punktem mandatu, bądź będąc przekonanym o swojej niewinności przysługuje nam prawo odmowy przyjęcia mandatu, skutkujące skierowaniem sprawy do sądu, gdz