Przejdź do głównej zawartości

Polska!

 

Dzisiejszy wpis będzie patetyczny, może nawet za bardzo, ale data w kalendarzu 11 listopada pozwala mi na to. Od dłuższego czasu przyglądając się bacznie poczynaniom w naszym pięknym kraju dochodziłem do różnych wniosków i dzisiaj postaram się zebrać w całość. 
Jeden podstawowy wniosek jest niestety dość smutny, mianowicie uważam, że jesteśmy tak samo świetnym narodem jak i głupim narodem. Dlaczego wyjaśnię poniżej.

Waleczność - zaleta i największa wada.

Nasz naród patrząc na przestrzeni wieków charakteryzuje się niesamowitą walecznością. Pozwoliło to w czasach I Rzeczpospolitej na zwycięstwa i rozrost kraju do rozmiarów "od morza do morza", armia z husarią na czele, ale nie tylko, gdyż była jeszcze jazda lekka tzw. Lisowczycy (zdania o nich są podzielone, ale w walce trzeba oddać, że byli postrachem wrogów) oraz wiele innych formacji. W efekcie Polska w pewnym momencie historii stała się europejską potęgą i z tego musimy być dumni. Bitwa pod Kircholmem 27 września 1605, bitwa pod Chocimiem 11 listopada 1673, bitwa pod Wiedniem 12 września 1683 to tylko niektóre z wydarzeń, z którym możemy być dumni.
Po utracie niepodległości, mimo, iż nasz kraj zniknął z mapy naród przetrwał, dzięki niezłomności i kultywowaniu wartości. Skutkowało to co prawda nieudanymi, ale wieloma powstaniami, które pokazują jaka siła i waleczność drzemie w tym narodzie.
Po okresie rozbiorów nastąpiła II rzeczpospolita, w której również wykazaliśmy się ogromną walecznością i determinacją. Poczynając od pokonania Rosji w 1920, przez odbudowę i rozwój kraju pod rządami Piłsudskiego, aż po uzyskanie stabilnej pozycji na mapie Europy aż do 1939 roku. Renoma naszej waleczności niejednokrotnie odwracała się przeciwko nam. Jednym z takich przykładów jest decyzja  III Rzeszy o pierwszym ataku akurat na Polskę. Rozwijać nie będę, ale tylko nakreślę, że Rzesza zdawała sobie sprawę, że w przypadku innego ataku, Polacy ruszą z odsieczą, więc postanowiła znaturalizować najgroźniejszego przeciwnika na początku.
Kolejny etap naszej waleczności to II wojna światowa i mimo iż była to jedna z najgorszych wojen w historii, Polacy w niej również zapisali się na kartach historii na wielu frontach. Zdobycie Monte Casino, Dywizjon 303 to tylko nieliczne powody do chwały, a było ich zdecydowanie więcej.
Po wojnie nadszedł ciężki czas PRLu i tu również stając naprzeciwko wroga w postaci komunizmu nasi rodacy pokazali bojowe nastawienie, które w ostatecznym rozrachunku pozwoliło na obalenie tego niechybnego ustroju, co pociągnęło falę zmian w Europie.
Reasumując można zauważyć, że przez setki lat nasza narodowa chlubna cecha jaką jest waleczność przynosiła chwałę. Niestety ta sama cecha jest naszym jednym z największych przekleństw. Już tłumaczę mój tok myślenia. Wyżej wymienione, oczywiście skrótowo przykłady pokazywały, że w przypadku wroga z zewnątrz atakującego nasz kraj potrafimy się zjednać, postawić opór i niejednokrotnie pokonać przeciwnika.

Sytuacja jest zgoła inna w przypadku życia w czasach takie jak mamy obecnie - względnego spokoju. W takiej sytuacji wychodzą skrywane demony i skoro nie ma wroga z zewnątrz, należy znaleźć wroga wewnątrz. Nie mówię tu o szukaniu konkretnych grup, co oczywiście się zdarza, ale mówię o szerszym spojrzeniu. Od wielu lat możemy zaobserwować rosnące podziały, kłótnie, wyznaczanie kto jest patriotą, a kto już nie, dzielenie na lepszych i gorszych (znamienny gorszy sort) i przykładów można mnożyć. Zbyt prostym byłoby mówienie, że winna temu jest tylko jakaś część, jakaś strona a reszta jest super. Nie. Tak niestety nie jest winne temu są wszystkie strony, jedni drugim zarzucają brak patriotyzmu, drudzy pierwszym nadmierny patriotyzm i nieliczenie się z Unią, z boku trzeci zarzucają atak na mniejszości, a im zarzuca się zbytni liberalizm, podważający kulturę i dziedzictwo i tak dalej i tak dalej. Prowadzi to do tego, że obecnie jesteśmy tak mocno skłóceni, że nawet dwa tala temu podczas obchodów 100 lat niepodległości, dzień, który powinien radować, w którym każdy powinien czuć dumę i radość został sprowadzony do obchodów jednej strony bojkotowanych przez innych, inni robili swoje każdy każdego bojkotował.
Podziały, za które odpowiedzialni są ludzie na samym szczycie, najbardziej oddziaływają na tych na samym dole. Ludzie w swoich rodzinach, przy rodzinnych obiadach boją się poruszać temat polityczny, bo emocje są tak nagromadzone, że wzajemnie się atakują. Nie ma pola do rozmowy, nie ma możliwości szukania wspólnych obszarów, jest tylko "nie z nami to przeciwko nam". Czyli strategia walki z wrogiem, niestety bardzo często tym wrogiem jesteśmy sami wzajemnie dla siebie.

To piękny widok, jak wszyscy razem tak idą,
Zapamietaj te chwile które za chwile przeminą,
Popatrz na ludzi tych obok, dziś są wszyscy ze sobą,
Ci sami ludzie za chwile znowu poczują tą wrogość,
/Tede - Dokąd idziesz Polsko?/

 Flaga i patriotyzm.

Biało-czerwone bary, flaga, która jest naszym narodowym dobrem, dumą stała się w ostatnich latach elementem zawłaszczania przez poszczególne grupy. Doszło do tego, że obecnie jak ktokolwiek umieszcza flagę w social mediach w swoim profilu automatycznie utożsamiany jest z odpowiednim środowiskiem i poglądami. Doszliśmy również do sytuacji, w której jeśli chcesz być traktowany jako osoba inteligentna, światła musisz to manifestować flagą UE lub tęczą, bo flaga Polski jest synonimem zaścianka, obciachu. Tak być nie powinno, gdyż jest to nasz narodowe dobro. A jeśli mowa o narodowym, to samo słowo "narodowy" również stało się w ostatnich latach elementem politycznym, przez co mocno się zdewaluowało. Wszystko dzisiaj musi być narodowe. Media? Narodowe. Szpital na stadionie? Narodowy. Nawet słowo używane na całym świecie Lockdown musiało zostać przemianowane na Narodową kwarantannę. Podobnie jak w przypadku flagi tak i samo określenie "Narodowy" po pierwsze kojarzy się z upolitycznieniem, a po drugie z grupą ogólnie działającą w sposób chuligański - narodowcy.

Flaga to jedno co moim zdaniem zamiast być symbolem narodowym, z którym obchodzimy się dumnie. Kolejny aspekt, który został sprowadzony na jakieś absurdy logiki, mianowicie patriotyzm. Zacznę od tego, że patriotyzm jest przede wszystkim wartością niemierzalną, szczególnie w czasach pokoju. W przypadku różnego rodzaju zagrożeń łatwiej można okazać patriotyzm. Jednakże w spokojnych czasach ciężko, co nie powoduje, że zanika. Tym bardziej irytują próby zawłaszczania, mówienia "my jesteśmy prawdziwymi patriotami", "Polska to my" itd. Patriotyzm nie polega na ciągłym mówieniu o nim, albo na kupieniu sobie bluzy ze znakiem Polska walcząca, równocześnie podczas marszy niepodległościowych (do których wrócę) niszcząc wszystko, rzucając kostką brukową, obrażając innych, którzy mają odmienne zdanie. To, że nie manifestuje na prawo i lewo gestami, to, że nie pisze wszędzie "Cześć i chwała bohaterom", to, że nie noszę bluzy "Pamiętamy" i nie wytatuowałem sobie znaku Polski walczącej na lewym przedramieniu, chociaż, nie lepiej na prawym, albo na obu, to nie znaczy, że nie jestem patriotą. Dla mnie patriotyzm to codzienna praca, płacenie podatków, dzięki którym utrzymywane są np. służba zdrowia, edukacja. Dla mnie patriotyzm to chęć łączenia, a nie dzielenia. Dla mnie patriotyzm to dumne chwalenie się historią, jakże bogatą, ale również przyznanie się, że są w niej brzydsze karty. Dla mnie patriotyzm to duma z naszego języka, który jest tak barwny, a zarazem trudny, że klasyfikowany jest w szczytach języków świata. Wreszcie dla mnie patriotyzm to proste codzienne zachowania, dzięki, którym mogę w jakikolwiek sposób sprawić, że świat jeśli nie tyle, że nie będzie lepszy to przynajmniej gorszy.

Nie zgadzam się natomiast na zawłaszczanie patriotyzmu, na mówienie, że ktoś jest prawdziwym patriotą. Co to znaczy? Gdzie jest granica, że ktoś nim nie jest, a gdzie, że jest tylko trochę, a może trochę bardziej, a może prawie prawdziwy?
Nie zgadzam się również, żeby o osobach ze skrajnymi poglądami, jak wspomniani narodowcy nazywani byli nawet żartobliwie patriotami, oni nie mają kompletnie nic poza słowami z patriotyzmem, to są zwykli chuligani, bandyci.


Marsz.

Rokrocznie obserwujemy te same sceny: 11 listopada przez Warszawę przetacza się marsz tych właśnie wyżej wspomnianych "patriotów" i nie trzeba być wróżką, żeby wiedzieć, że prędzej czy później będą jakieś zamieszki. Jeśli nie ma pod ręką jakiejś innej kontrmanifestacji, którą można zaatakować to zawsze jest, bo być musi zabezpieczając Policja. I zaczynają się wyzwiska, okrzyki, po chwili w ruch idą kamienie, oraz to co zawsze mnie fascynuje kostka brukowa (ile trzeba mieć determinacji, żeby bawić się w rzucanie kostką, najpierw ją zdobywając). Wyzwiska, kamienie, czy nawet kostka brukowa nie są tak spektakularne jak coś co się świeci, więc stałym elementem tego przedsięwzięcia sa race, które prędzej czy później polecą w stronę Policji. W tym roku przekroczone zostały granice, bo race poleciały w stronę balkonu, co w konsekwencji spaliło mieszkanie, tylko dlatego, że na balkonie było wywieszone "Strajk kobiet". Do tego momentu już doszliśmy?
Jeśli już opisałem sytuację, która jest co roku, to teraz trochę utopi. Moim zdaniem taki marsz powinien być świętem, świętem odzyskania niepodległości. Świętem nas wszystkich, nie powinien być zawłaszczany przez skrajne grupy. Powinni na nim być zarówno młodzi, jak i starsi, kobiety i mężczyźni oraz dzieci, chorzy i zdrowi, po prostu każdy, bo Polska nie jest tych czy tamtych, ale nas wszystkich. Święto nie jest tych, czy tamtych ale wszystkich. Powinno to odbywać się pokojowo, skandując radość, prezentując flagi, sztuczne ognie w tle, po protu faktyczne święto niepodległości.

 


Reasumując na początku napisałem, że jesteśmy świetnym narodem, ale równie głupim. Niestety tak uważam z prostego powodu. Nie uczymy się na bazie historii, a tylko głupi nie wyciąga wniosków z popełnionych błędów. Historycznie rzecz ujmując zawsze, gdy dzieliliśmy się i każdy szarpał sukno o nazwie Polska w swoją stronę, kończyło się to źle. A takie podziały następują przez ciągłe poszukiwanie wroga, z którym można walczyć. Jak zauważymy tragedie nas łączą, znika wtedy polityka, podział i wszyscy jesteśmy zjednoczeni, ale niestety takie chwile mijają bardzo szybko. Kilka przykładów mogę podać od ręki.
w 2005 po śmierci Jana Pawła II (nie chcę wchodzić w polemikę oceny jego postaci) nastąpiła narodowa żałoba. Wszyscy się jednoczyli, wszyscy razem płakali, idealny obrazek jaki pamiętam ze sportowego świata kibice znienawidzonych Wisły Kraków i Cracovii razem wymieniając się szalikami. I co po chwili nastąpiło? Ci sami kibice cięli się maczetami.
Kolejny przykład to 2010 i katastrofa smoleńska. Ponownie żałoba narodowa wszyscy zjednoczeni, wszyscy razem przeżywający ból, bo po chwili podzielić się jeszcze bardziej niż to było dotychczas.
Ostatni najświeższy przykład to wybuch epidemii koronawirusa w marcu. Coś niespotkanego wcześniej, coś czego nie znamy to na chwilę zniknęły spory, wszystkie ręce na pokład trzeba to cholerstwo zwalczyć. I ile to trwało miesiąc, może dwa i znowu spór i znowu walka.
Mamy swoje przywary, mamy naszą narodową (o ironio ja teraz te używam) zazdrość, mamy wiele innych cech, które mnie denerwują, ale z drugiej strony one nas określają i definiują, że jesteśmy jedyni w swoim rodzaju. Należy się z tego cieszyć, a nie ciągle dzielić, rozmawiać, a nie kłócić, bo Polska jest nas wszystkich. Nie Twoja, nie moja. Nasza. I ja nie chciałbym nigdzie indziej mieszkać.4

Jeśli wpis się podoba to proszę pozostaw jakiś ślad w komentarzu (daje motywacje do pisania dalej) oraz zapraszam oraz na mojego Twittera: Kasjan


Zachęcam również do śledzenia bloga poprzez kliknięcie Subskrybuj na górnym pasku, dzięki, której na maila otrzymasz info o moich nowych wypocinach :) 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mityczny brak poparcia Trzaskowskiego przez Hołownię

  Pomimo, że od wyborów prezydenckich minęło już ponad pół roku to zwolennicy przede wszystkim Platformy Obywatelskiej propagują nadal to samo kłamstwo „Gdyby Szymon Hołownia poparł Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze, ten by wygrał”. W tym wpisie chciałbym raz na zawsze rozprawić się z tym tematem, pokazując przede wszystkim suche liczby oraz, że tak naprawdę za porażkę w wyborach zamiast obwiniać Hołownię, to powinno się poszukać winy gdzie indziej. Szymon Hołownia zaliczył stosunkowo dobrą kampanię przed pierwszymi wyborami 10 maja, które się nie odbyły w przeciwieństwie do kandydatki PO Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Kidawa-Błońska startowała w wyścigu z pułapu rzędu ~25%, by pod koniec kampanii na początku maja spaść do 4-5%. Słaba kampania i niemrawość kandydatki zdecydowała o tym, że władze Platformy, gdy nadarzyła się okazja po przełożeniu wyborów na 28 czerwca podmienili kandydata na urzędującego Prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. Obiektywnie nie można mieć pretens

Michał Kobosko - kim jest przyszły przewodniczący partii PL2050?

W poprzednim wpisie (można przeczytać:  tutaj ) zająłem się partią tworzoną przez Szymona Hołownię jako trzeci brakujący element w zapowiadanym układzie: głowa (think-tank Strategie 2050), serce (stowarzyszenie Polska 2050) oraz ręce (partia polityczna, której nazwa zostanie ogłoszona przy rejestracji). W trakcie konferencji prasowej Szymon ogłosił, że na czele projektu tworzenia partii i jak można się domyślić po takim namaszczeniu, na czele utworzonej partii stanie Michał Kobosko. W tym wpisie chciałbym zająć się postacią Michała Kobosko, którego tak naprawdę mimo, iż jest związany z rynkiem mediowym od wielu lat szeroka publiczność poznała podczas kampanii prezydenckiej Szymona Hołowni.  Kim jest Michał, czym się dotychczas zajmował oraz dlaczego właśnie on stanie na czele tego projektu? Na samym początku należy odpowiedzieć sobie na pytanie kim tak naprawdę jest Michał Kobosko i czym się zajmował, co mogłoby go predestynować do przewodzenia partii? Żeby rzetelnie odpowiedzieć na to

Mandacik nie do nieprzyjęcia.

  W tym wpisie chciałbym poruszyć temat kontrowersyjnego projektu mandatowego, polegającego na odebraniu prawa do odmowy przyjęcia mandatu. Zastanowię się dlaczego powstał taki projekt oraz kto jest jego twarzą. 8 stycznia do Sejmu Rzeczypospolitej wpłynął kontrowersyjny projekt ustawy o zmianie ustawy - Kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia zawierający szereg zmian, acz z jedną najistotniejszą, mianowicie odebraniem prawa obywatelom odmowy przyjęcia mandatu. Obecnie mamy następującą sytuację: funkcjonariusz przekazuje nam informację o mandacie (za co, jaka kwota, sposób zapłaty etc.) z zapytaniem o przyjęcie. W tym wypadku możliwe są dwie ścieżki. Pierwsza przyjęcie mandatu, funkcjonariusz kończy postępowanie i jesteśmy zobowiązani w podanym terminie uiścić wysokość nałożonego mandatu. W przypadku niezgadzania się z którymś punktem mandatu, bądź będąc przekonanym o swojej niewinności przysługuje nam prawo odmowy przyjęcia mandatu, skutkujące skierowaniem sprawy do sądu, gdz