Przejdź do głównej zawartości

Epidemia zaskoczyła drogowców!

 

Rok w rok można zaobserwować to samo zjawisko. Na przełomie zimy i wiosny szumne ogłaszanie, że na kolejną zimę będziemy gotowi, już więcej nie będzie niespodzianek, po czym przychodzi lato, jesień i spada pierwszy śnieg. Efekt? Tak, dokładnie taki, jakiego nie maiło być "Zima zaskoczyła drogowców". Jak to się mogło stać? Przecież już więcej miała nie zaskoczyć. Już na wiosnę słychać było, że sytuacja się nie powtórzy, mamy odpowiednie zabezpieczenie w pługi, soli mamy nieprzebrane ilości, a ludzi to wręcz nie ma, gdzie trzymać. Każdy chętny. W międzyczasie na przełomie lata i jesieni, czasem można usłyszeć, że zima w naszym kraju jest w odwrocie, nie ma się co jej bać, spokojnie można jeździć na letnich oponach, zima nam nie straszna. Kiedy meteorolodzy zapowiadają, że to może być najcięższa zima w ostatnich latach, a pierwszy śnieg spadnie w okolicach połowy grudnia, ekipa drogowców kłóci się, kto ma prowadzić, który pług, a kto dostanie nowe buty, a dlaczego Józek dostał firmową czapkę, przecież pracuje najkrócej. Jak już udaje się okiełznać Józka, Franka i Zdzisława oraz resztę pociesznej brygady przychodzi czas kiedy należałoby zweryfikować, czy stany na magazynie są odpowiednie. Aczkolwiek nie można tego robić organoleptycznie, czytaj na oko, ale rozważyć wagowo ilość do zużycia godzinowego, do powierzchni miasta. Podobnie jest z zasobami ludzkimi, nie można zakładać, że w przypadku kryzysowym zacznie się ściągać kogoś na ostatnią chwilę, lepiej zaplanować wzmocnione dyżury i być gotowym. 

Działając zgodnie z zaleceniami specjalistów, gdy spada pierwszy śnieg na drogach już są przygotowane służby, drogi nie są śliskie, wypadków/stłuczek jest mniej, mieszkańcy miasta zadowoleni z dumą mówią, że mieszkają w mieście, gdzie służby działają jak należy.
No i najważniejsza kwestia, jak już spada ten śnieg i sytuacja jest napięta, drogi przemarznięte, śliskie jak cholera to ostatnim, co drogowcy powinni robić to wywoływanie zamieszania swoimi decyzjami. Są główne drogi najważniejsze w mieście, które w pierwszej kolejności należy odśnieżyć, a następnie sukcesywnie dzielnica po dzielnicy, aż wszyscy mieszkańcy poczują ulgę wsiadając za kółko. Tylko nieodpowiedzialny szef drogowców wyszedłby do mediów i powiedział, że dzielnicy A i B nie odśnieżymy, bo za dużo np. w niej skrętów w lewo, a do tego pamiętajcie, że pługi są naszym dobrem firmowym więc wzywa wszystkich pracowników oraz ich rodziny i zwolenników do obrony pługów, przed złowrogimi siłami lobbującymi za ciągnikami.

Powyższa historyjka jest idealnym zobrazowaniem sytuacji walki z pandemią w wykonaniu naszego rządu. Tyle o ile na wiosnę zaskoczony rząd czymś dotychczas nieznanym podejmował decyzje trochę po omacku to każdy był wyrozumiały. Walczymy wspólnie ze zdefiniowanym wrogiem każdymi środkami. Trzeba siedzieć w domu - siedzimy, trzeba nosić maseczki - nosimy, trzeba ograniczyć liczbę osób w sklepach - ok postoimy w kolejce przed, trzeba zamknąć gospodarkę - dobrze, w końcu to dla dobra wspólnego. Dzieci nie chodzą do szkoły? No wiadomo, ograniczamy ryzyko, mamy 100-200 zakażeń dziennie, jest źle, ale powstrzymamy to. Na jesień ma przyjść kolejna fala, ale damy radę prawda? No chyba nie do końca. Nie trzeba być geniuszem i znawcą od epidemiologii i chorób zakaźnych, żeby domyśleć się, że w okresie letnim jest mniejsze ryzyko rozprzestrzeniania choroby. Co za tym idzie ludzie w mniejszym stopniu podatni są na zarażenie, przez co wyniki nie są takie jakie mogą być w okresie szczytu podatności - przełom jesieni i zimy.
A skoro sytuacja jest tak komfortowa, że jest pół roku do potencjalnego dramatu to wszystkie ręce na pokład i przygotowujemy się. Wróg nas nie zaskoczy, nie damy się! 

No i tu zaczyna się festiwal asów pod tytułem "nie tak".
Na pierwszy rzut ogień jeszcze podczas pierwszej, jak się dzisiaj okazuje nie, aż tak groźnej kwestia wyborcza. To, że wybory w tamtej sytuacji nie mogły się odbyć to rzecz ponad wszelką wątpliwość kwestia niepodważalna. Ale już zezwolenie pewnemu Panu Ministrowi, żeby nawet nie rzec Wiceproemierowi na udowodnienie, że pieniądz jest kwestią ulotną to już niepoważne. Wiele przypadków pokazuje, że osoby, które trafiają szóstkę w totka po jakimś czasie stają się bankrutami. Potrafią wydać kolosalne pieniądze w kilka lat, zamiast zainwestować bawią się i przykładowe wygrane 5 milionów łatwo przyszło, łatwo poszło. Jednakże ci sami ludzie są niezwykłymi amatorami w porównaniu ze wspomnianym Wicepremierem. On udowodnił, że szybciej od niego wydać 70 grubych baniek można tylko paląc je w piecu - choć nie będę walczyć o to jak o niepodległość, jednak czas spalania pieniądza też jest odpowiedni.
Jeśli sytuacja z Panem Wicepremierem wydaje się górną granicą absurdu, to niestety mam złe wiadomości - dopiero zaczynamy wyliczankę.

 

Kolejną ważną postacią na mapie walki o nieprzygotowanie na jesień jest pewien Minister, który odpowiadał za leczenie nas wszystkich. Owy Pan prowadził w trakcie swoich rządów istną walkę wewnętrznych sprzeczności. Jednego dnia mówił hehe maseczki nie są ważne, nic nie dają, by po kilku dniach, gdzy przypadkiem kumpel miał na zbyciu trochę masek, ogłosił, że maseczki to kwestia życia i śmierci. Innym razem wspominał, że respiratorów, a respiratorów u nas, ale akurat przypadkowy handlarz nomen omen bronią przejeżdżał, a że miał coś do sprzedania to hop bierzemy. A to że nie dosłał wszystkich nie liczy się, ważne, że my uczciwie za wszystko zapłaciliśmy. Kiedyś dośle, przecież by nas nie oszukał prawda? Z dnia na dzień oczy coraz bardziej podkrążone do tego stopnia, że w wakacje trzeba było zrobić angielskie wyjście z Ministerstwa, ciągle obwieszczając, że wirus jest groźny. Ale groźny jest u nas, a nie na jachcie u kumpla w Hiszpanii prawda? No to skoro się zgadzamy to cyk na wakacje. Po powrocie wszystko super, aż gruchnęła informacja, że Pan Minister tak walczył z wirusem, że aż go dostał, ale dostał w poniedziałek, a we wtorek już na zakupach go nie miał. To może było tak jak z tymi wakacjami, czyli miał go ale w domu, a poza domem już nie, zostawiał go w czterech ścianach?


Jak już omówiony został as od zdrowia to pora na asa z top ligi. Szefa szefów, który, co prawda od kilku tygodni ma swojego szefa jako swojego podwładnego, ale dotychczas był Panem swojej sytuacji. Owy Pan Szef Ministrów tak zaangażował się w walkę na wiosnę, że w wakacje po takich bojach doszedł do wniosku, że przecież musi wygrać. A skoro musi wygrać z pandemią, a przy okazji dobrze, żeby znajomy wygrał po drodze jakieś wybory np. na Prezydenta to można dwie pieczenie na jednym ogniu. Tak więc po analizie z samym sobą i dojściu do wniosku, owy Szef ogłosił, że wygrał, pandemii nie ma, skończyła się, wirus jest może i mocny, ale na koniec nie pozwoli sobie na starcie z dobrą zmianą, więc jest w odwrocie. Co za tym idzie skoro wirus abdykował, poddał się sile wstawania Polski z kolan to my naród, szczególnie emeryci, reszta w sumie też może, ale szanujemy osoby starsze, więc emeryci zapraszamy do okienka po kartę wyborczą. Jak już wspominałem nie trzeba być Napoleonem, żeby domyśleć się, że w lecie jest pod kątem zachorowań na różne choroby wirusowe mniejsze ryzyko, niż na jesień. Niestety Minister ministrów tego nie przemyślał, ale na szczęście pamięć ma krótką, więc szybko o tym zapomniał.

 

Kolejny w talii asów jest pewien Kandydat na pewien urząd - hm nazwijmy go El Presidente. Otóż, owy El Presidente niesamowicie aktywny w trakcie walki o stołek walczył ze wszystkimi przeciwnościami losu i nielosu, wszystko co zagraża możliwości podpisywania przez kolejne 5 lat to wróg. I tak wrogiem chwilę była epidemia, wtedy to walczył z ostrym cieniem mgły, później wróg był w LGBT to i z tym powalczył, a i z kontrkandydatami powalczył i dumni odtrąbił sukces. Fucha pisarza na kolejne 5 lat załatwiona, więc spokojnie można skupić się na zgadywaniu zwierzyny futerkowej i tu kolejny sukces. Kto wiedział że to opos niech pierwszy rzuci długopisem?


Na koniec pozostaje jak mawia klasyk truskawka na torcie, czyli  Premier zwany Wicepremierem, Przewodniczący, zwany Prezesem, Naczelnik zwany Marszałkiem, który to wymyślił, że co może póść nie tak jak w trakcie drugiej fali, która niechybnie dotarła jednak do nas zadrze z kobietami. Co może się nie udać? Przecież nie wyjdą na ulicę? Kurczę wyszły. Ale nie będą na pewno brzydko mówić? Kurcze każą zbierać się w szybkim tempie do podróży. Ale już na pewno na płocie nie zawieszą pampersa? Cholera znowu niefart. Nie pozostaje nic innego jak wezwać do pomocy zaprzyjaźnionych miłych, łysych chłopców. Oni wiedzą co to patriotyzm, do tego kulturalni na korytarzach sąsiadom pewnie mówią "dzień dobry", a i psa wyprowadzą to i obronią emerytów w kościele. 


Z taką paletą asów ciężko było oczekiwać, że przygotowanie na drugą falę się uda, ale muszę oddać pełen szacunek. Przez pół roku potrafili skupić się na kampanii wyborczej, walce z różnymi środowiskami, łącznie z walką samych z sobą (Zjednoczona Prawica nie aż tak zjednoczona?), podziale łupów w spółkach, nagonkach medialnych, by na koniec ogłosić, że winni są protestujący. Ludzie protestują od 2 tygodni, przygotować się trzeba było 6 miesięcy, ale co tam. Logika? A co to? Nie z nami to przeciwko nam, a jak przeciwko to winni jesteście Wy, a szczególnie PO i Tusk!

Jeśli wpis się podoba to proszę pozostaw jakiś ślad w komentarzu (daje motywacje do pisania dalej) oraz zapraszam oraz na mojego Twittera: Kasjan

Komentarze

  1. No tak, wszystko prawda, tylko że to nasze państwo a chorują i umierają nasi współobywatele a także przyjaciele, znajomi, rodzina. Im wszystkim Trybunał Stanu się należy. Smutne jest to, że to myśmy wybrali tych półgłówków.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Mityczny brak poparcia Trzaskowskiego przez Hołownię

  Pomimo, że od wyborów prezydenckich minęło już ponad pół roku to zwolennicy przede wszystkim Platformy Obywatelskiej propagują nadal to samo kłamstwo „Gdyby Szymon Hołownia poparł Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze, ten by wygrał”. W tym wpisie chciałbym raz na zawsze rozprawić się z tym tematem, pokazując przede wszystkim suche liczby oraz, że tak naprawdę za porażkę w wyborach zamiast obwiniać Hołownię, to powinno się poszukać winy gdzie indziej. Szymon Hołownia zaliczył stosunkowo dobrą kampanię przed pierwszymi wyborami 10 maja, które się nie odbyły w przeciwieństwie do kandydatki PO Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Kidawa-Błońska startowała w wyścigu z pułapu rzędu ~25%, by pod koniec kampanii na początku maja spaść do 4-5%. Słaba kampania i niemrawość kandydatki zdecydowała o tym, że władze Platformy, gdy nadarzyła się okazja po przełożeniu wyborów na 28 czerwca podmienili kandydata na urzędującego Prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. Obiektywnie nie można mieć pretens

Michał Kobosko - kim jest przyszły przewodniczący partii PL2050?

W poprzednim wpisie (można przeczytać:  tutaj ) zająłem się partią tworzoną przez Szymona Hołownię jako trzeci brakujący element w zapowiadanym układzie: głowa (think-tank Strategie 2050), serce (stowarzyszenie Polska 2050) oraz ręce (partia polityczna, której nazwa zostanie ogłoszona przy rejestracji). W trakcie konferencji prasowej Szymon ogłosił, że na czele projektu tworzenia partii i jak można się domyślić po takim namaszczeniu, na czele utworzonej partii stanie Michał Kobosko. W tym wpisie chciałbym zająć się postacią Michała Kobosko, którego tak naprawdę mimo, iż jest związany z rynkiem mediowym od wielu lat szeroka publiczność poznała podczas kampanii prezydenckiej Szymona Hołowni.  Kim jest Michał, czym się dotychczas zajmował oraz dlaczego właśnie on stanie na czele tego projektu? Na samym początku należy odpowiedzieć sobie na pytanie kim tak naprawdę jest Michał Kobosko i czym się zajmował, co mogłoby go predestynować do przewodzenia partii? Żeby rzetelnie odpowiedzieć na to

Mandacik nie do nieprzyjęcia.

  W tym wpisie chciałbym poruszyć temat kontrowersyjnego projektu mandatowego, polegającego na odebraniu prawa do odmowy przyjęcia mandatu. Zastanowię się dlaczego powstał taki projekt oraz kto jest jego twarzą. 8 stycznia do Sejmu Rzeczypospolitej wpłynął kontrowersyjny projekt ustawy o zmianie ustawy - Kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia zawierający szereg zmian, acz z jedną najistotniejszą, mianowicie odebraniem prawa obywatelom odmowy przyjęcia mandatu. Obecnie mamy następującą sytuację: funkcjonariusz przekazuje nam informację o mandacie (za co, jaka kwota, sposób zapłaty etc.) z zapytaniem o przyjęcie. W tym wypadku możliwe są dwie ścieżki. Pierwsza przyjęcie mandatu, funkcjonariusz kończy postępowanie i jesteśmy zobowiązani w podanym terminie uiścić wysokość nałożonego mandatu. W przypadku niezgadzania się z którymś punktem mandatu, bądź będąc przekonanym o swojej niewinności przysługuje nam prawo odmowy przyjęcia mandatu, skutkujące skierowaniem sprawy do sądu, gdz