Przejdź do głównej zawartości

Dziel i rządź, czyli jak i z kim igra PiS

Zastanawiałem się czy napisać popełnić ten wpis z kilku powodów, m.in. czy jestem odpowiednią osobą, która powinna się wypowiadać na tak ważne tematy. Dodatkowo nie chciałbym podgrzewać emocji oraz brać udziału w wojnie ideologicznej jaka obecnie się odbywa. Na koniec jednak myślę, że po pierwsze każdy może się wypowiedzieć, po drugie najważniejsza w chwili obecnej jest chociażby próba rozmowy, która może w jakiś sposób prowadzić do wyciszenia niezwykle mocno rozedrganego społeczeństwa, do czego doprowadził niewątpliwie PiS, ale nie można zapominać o udziale osób z drugiej strony, które podgrzewają do granic możliwości ten trudny temat.
W pierwszej chwili chciałem od razu w piątek coś napisać, ale rozsądek zwyciężył i zdecydowałem się odłożyć na dzisiaj przede wszystkich, dlatego, że dzisiaj mogę choć z odrobinę chłodniejszą głową napisać swoje myśli. Poprzez fakt iż ochłonąłem wpis mam nadzieję, będzie dość merytoryczny, bo tylko kwestie merytoryczne mogą nas wszystkich uratować od ciągłej walki "my kontra oni"

Dziel i rządź 

Na samym początku chciałbym skupić się nie tyle na meritum tego, co wydarzyło się w czwartek, ale na mechaniźmie, który Prawo i Sprawiedliwość od praktycznie początku rządów w 2015 stosuje, mianowicie na dzieleniu i rządzeniu.
Technika Dziel i Rządź (łac. divide et impera) znana już od starożytności, gdzie Rzymianie stosowali ją wobec podbitych ludów. Rzymianie podpisując z poszczególnym ludem umowę robił z niego 'sprzymierzeńca', jednocześnie zabraniając podpisania jednoczenia się z innymi podbitymi, w celu uniknięcia zjednoczenia przeciwko sobie. W kolejnych wieków technika dziel i rządź stosowana była zarówno we Francji, na terenach Polski pod zaborami, w związku radzieckim, czy podczas II wojny światowej, gdzie Niemcy używali jej przeciwko Polakom. Heinrich Himmler w swoim ściśle tajnym memorandum pt. Traktowanie Obcych rasowo na wschodzie, z 25 maja 1940 roku opisał niemiecką taktykę w Polsce:

„Musimy podzielić Polskę na tak wiele różnych grup etnicznych, na wiele części i podzielonych grup jak to jest tylko możliwe”.

Jak widać technika Prawo i Sprawiedliwość nie wymyśliło koła na nowo, a jedynie używa znanej formuły, która koniec końców przynosi zamierzony skutek. Najważniejsze jest podpalanie pożaru, który samemu się ugasi, przy tym jeśli udaje się skłócić opozycję tym lepiej, a czasami celowo wykonywane są takie wybory, które spowodują oczywiste podziały na opozycyjnej stronie. Najważniejsze tu są momentami chore emocje oraz ambicje po stronie opozycyjnej, gdzie poszczególne podmioty walkę o liderowanie w danym temacie traktują niemal jak sprawę życia i śmierci, przez co są w stanie walczyć ze wszystkimi. PiS natomiast pod przewodnictwem Jarosława Kaczyńskiego niejednokrotnie udowodnił, że spokojnie obserwuje te "krwawe" walki oponentów, a gdy przychodzi odpowiedni moment wycofują się ogłaszając dojście do kompromisu, przez co opozycja traci całą amunicję. Po jakimś czasie, gdy dana sytuacja wymaga tego, PiS ponownie wyciąga jeden z tematów, które zagotują społeczeństwo, ponownie wywołanie pożaru, znów wali opozycji, ogłaszanie, że PiS już musi upaść, bo już przegiął, ale ile to już razy w ciągu 5 lat słyszeliśmy, że przegiął?
Przegięciem było naruszenie TK (który nomen omen jest sprawcą obecnego kryzysu), PiS już upadał i? I nic.
Dalej był atak na wymiar sprawiedliwości, a w konsekwencji na EU - zwiastowane było już nie tyle, że PiS musi upaść, tylko jak szybko upadnie i...? I znów nic.
Następnie pierwszy strzał w kobiety, w 2018 roku poruszenie tematyki aborcji. Czarne protesty, nakładki na fb, wpisy w social mediach, TVN24 z żółtymi paskami, kryzys, kobiety zakończą rząd na pewno, teraz już musi się to skończyć i...? I ponownie Pis się okrakiem wycofał.
Na czas wyborów stary dobry manewr chowania najbardziej jaskrawych postaci, do tego dorzucenie 500 na pierwsze dziecko, parę groszy na inne sprawy i czy ktokolwiek pamiętał o kryzysach? Oczywiście, że nie.
Wybory parlamentarne, później prezydenckie w międzyczasie pandemia, a po wyborach atak na LGBT. Ponownie wiece, krzyki, Margot już niemal męczennik, PiS przesadził, musi upaść, a dokładając do tego próby wypowiedzenia Konwencji Stambulskiej to już przesada! Jak można atakować ludzi o innej orientacji, a do tego jeszcze być za biciem kobiet?! Koniec PiS nie przetrwa, przy wewnętrznych rozgrywkach, no wybory na wyciągnięcie ręki i co? I znów nic.

Powyższymi przykładami chciałbym nakreślić, że dopóki wszyscy, którzy są w kontrze do PiSu będą łapać się na haczyk rzucany przez Prezesa i histerycznie się zachowywać przy każdym kolejnym pożarze, na koniec zwycięsko z tego wyjdzie PiS. Dlaczego? Bo ma doświadczenie i cokolwiek by nie mówić o Jarosławie Kaczyńskim jest on obecnie liderem jakiego nie ma żadna inna partia. Mimo, że niejednokrotnie poszczególne ruchy wydają się bez sensu, w ostatecznym rozrachunku wychodzi, że było to przemyślane na poszczególne korzyści. Pamiętając o tym można inaczej podejść do kolejnych pożarów jakie niewątpliwie wywoła PiS w najbliższym czasie.

Czy tym samym nakłaniam, do bycia cicho i nie reagowania na to co Prawo i Sprawiedliwość robi? Oczywiście, że nie, ale należy pamiętać  o tym co bardzo celnie ujął Konrad Piasecki na Twitterze:

"Historia dowodzi, że brutalność języka i radykalizm działań są bronią takich, którzy chcą wyłącznie coś wykrzyczeć, bo nie wierzą, że mogą coś osiągnąć. Bronią słabych, a nie silnych. A ze słabymi silna władza rzadko się liczy."

Należy tym samym co zrozumiałe sprzeciwiać się, można protestować, ale na koniec robić to w ramach meteorytyki, a nie wulgarności, która podkreśla bezsilność. Czy władza widząc przed sobą bezsilnego, krzyczącego "bachora" przejmuje się nim? Nie. Władza, tym bardziej ta, która wskazuje braki skrupułów nie obawia się krzyku, wręcz przeciwnie krzyk ją cieszy. Dlaczego? Bo w takim aspekcie krzyk jest wyrazem frustracji i agresji, którą można grać przeciwko krzyczącemu. Władza najbardziej boi się ciszy, ciszy, która przeszywa umysł.

Kompromis aborcyjny - meritum sporu

Po wyjaśnieniu sobie wstępnie zasady działania partii rządzącej można przejść do meritum sprawy, czyli decyzji Trybunału Konstytucyjnego, który spowodował falę krytyki. Od 23 lat odkad funkcjonuje obecna Konstytucja RP nikomu nie przeszkadzał kompromis aborcyjny, mimo, że wszystkich nie zadowala, ale taka jest zwykle struktura kompromisu, strony są niezadowolone całkowicie, ale w jakimś punkcie potrafiły się spotkać. Najlepiej przywołać tu słowa ś.p. Lecha Kaczyńskiego, na którego tak ochoczo PiS lubi się powoływac, ale tylko wtedy, kiedy to pasuje do własnej narracji. L. Kaczyński w 2007 roku powiedział:

"Uważam, że osiągnięty 15 czy 14 lat temu kompromis jest kompromisem, którego nie wolno naruszać. Powtarzam - nie wolno naruszać". 


Pomimo tak zdecydowanego zdania obecna władza postanowiła zabawić się kosztem ludzi, w miażdżącej większości kosztem kobiet, wywołując kolejny pożar.

Moje zdanie na temat aborcji jest dość zdecydowane, mianowicie uważam, że aborcja to zło, jeśli jest traktowana dobrowolnie, jak się komuś podoba niejako w formie antykoncepcji. Takie zachowanie nie powinno mieć miejsca. Ale równolegle do tego podejścia uważam, że wypracowany kompromis wypełnia w 100% warunki, w których ten zabieg jest dopuszczalny. Zarówno w momencie zagrożenia życia matki, jak i nieodwracalnych zmian w płodzie, które będą prowadzić do cierpienia i śmierci oraz w wyniku gwałtu - tak, uważam, że to powinna być decyzja kobiety i nieczęsto również mężczyzny, wspólna decyzja rodziców. Nie czuję się na siłach, by zmuszać kogokolwiek do takiego heroizmu, choć to stwierdzenie jest bardzo wyświechtane przez polityków. Ale taka jest prawda. Nigdy mam nadzieje, że nie będę musiał znaleźć się w takiej sytuacji, stąd nie potrafię zrozumieć jakim prawem, ktokolwiek śmie podejmować się zmuszania do cierpienia. Nie wiem. Jeśli natomiast państwo z PiSu oraz, że tak zażartuję niezależny Trybunał z Panią J. Przyłębską na czele, uważa, że ma prawo decydować o tak dramatycznych kwestiach to musiał być świadomym protestów. Mimo tej świadomości wydaje mi się, że nie spodziewali się, aż takiej skali protestów i bardzo dobrze. Smutne i zarazem straszne jest, że decyzję tą podjęli w momencie drugiej fali pandemii, gdzie nie można nie zauważyć, że zostało to wykonane stricte politycznie. O pandemii w ostatnich dniach nie mówi się prawie wcale, wszędzie tylko protesty. Cynizm? Mało powiedziane, żeby określić motywy, którymi kierował się J. Kaczyński należy użyć o wiele, wiele mocniejszych słów. 

Brak opisu.

W związku z powyższym protesty są jak najbardziej zrozumiałe, ale niestety z przykrością zauważam, że wielu próbuje na tych protestach ugrać swoje. Głównie Lewica, która od razu wykorzystuje sytuację, żeby doprowadzić do, jakże pięknie określanej "liberalnej aborcji". Co to znaczy, nie mniej nie więcej, jak to, że aborcja ma być dostępna na życzenie. Nie tędy w tym momencie droga. Postulat ten w połączeniu z jakże wyrazistym hasłem "Wypier..." powoduje niestety, że wiele osób wspierających kobiety i nie zgadzające się z próbą obalenia jednego z punktów kompromisu nie dołączają do protestów. Tu rodzi się kolejny problem, o który apeluje, żeby tego nie robić. Mianowicie na prawo i lewo słychać, że PiS dzieli Polski i Polaków, natomiast, co robią, głównie przedstawiciele lewej strony? Dokładnie to samo - nie popierasz nas w 100% to jesteś przeciwko. Czarne, albo białe, nie ma miejsca na szarość, a szarości jest multum odcieni.
Każdy ma prawo protestować, tak jak uważa to za stosowne. Osobiście nie podoba mi się wykrzykiwanie "Wypier..." na ulicy, stąd ciężko, by mi było dołączyć do protestujących, ale czy to oznacza, że jestem przeciwko? Oczywiście, że nie i jeszcze raz apeluję nie bawmy się w jeszcze większe dzielenie wzajemnie.

Kolejna kwestia to wchodzenie do Kościołów. W stu procentach zgadzam się, że hierarchowie kościelni są bardzo zaangażowani w to co się dziele w polityce, ale w sytuacji, w której agresywnie wchodzi się w trakcie mszy to może spowodować jedynie odwrotny skutek. W kościele jest wiele osób, które wspiera protestujących w ich postulatach, ale równolegle ma swoje odczucia i nie życzy sobie ataku w tak jakże intymnej kwestii jak modlitwa. Nie wspominam o malowaniu sprayem, to już jest czysty wandalizm, którego nie, nie można w żaden sposób uzasadnić i wytłumaczyć. Co powinno się zrobić? Po prostu protestować i skandować w odniesieniu do konkretnych osób (których jest naprawdę nie mało) zarówno ze świata polityki jak i hierarchów kościelnych.
Wracając na chwilę do hasła przewodniego "WYPIERDALAJ" - rozumiem złość i bezsilność, ale jeśli dochodzimy do takiej granicy, to powoli nie wiem co będzie następne. Tyle o ile jak powstał w trakcie kampanii tzw ruch 8 gwiazdek (czytaj "Jeb...PIS), to już było daleko, ale obecnie obawiam się, że dochodzimy do granicy. Co gorsza ktokolwiek raczy to krytykować z automatu uznany zostaje jako wróg, przeciwnik. A co będzie dalej? Jeśli zaakceptowaliśmy 8 gwiazdek i były ok, teraz Wypierdalaj jest ok, to dalej co? Strzał w twarz będzie ok? Ataki cielesne? Naprawdę sądzę, że zmierza to za daleko.

Na koniec chciałbym skupić się, na sprawach, od których powinno się zacząć. Nie tak jak obecnie od dupy strony, czyli od ruszania jakże trudnego, ale równie ważnego kompromisu, ale od pomocy tym, którzy już są i potrzebują pomocy. Codziennie wchodząc na pierwszy lepszy portal społecznościowy każdy widzi kilka do kilkunastu próśb o pomoc. To nawet nie są prośby to jest wręcz żebranie, tak żebranie o pomoc i gdzie jest to miłosierne Państwo? Dlaczego w XXI wieku, w kraju mlekiem i miodem płynącym ludzie muszą dzień w dzień chować dumę w kieszeń i błagać o pomoc, żeby ich dziecko choć przez chwilę nie cierpiało? A co Państwo robi? Skupmy się w pierwszej chwili na pomocy tym, którzy dzień w dzień walczą.
W kwestii argumentów, że wiele aborcji eugenicznych jest spowodowanych wykryciem Zespołu Downa, może Państwo powinno się skupić na edukacji ludzi, tłumaczeniu, oswajaniu z tym czego się boją oraz oczywiście zapewnić wsparcie. Zamiast Pan Czarnek jako nowy minister edukacji skupiać się na sprawdzaniu podręczników w poszukiwaniu wroga w postaci LGBT zastanowił by się jak pomóc w edukacji w tak istotnych kwestiach?

Reasumując mamy tak wiele problemów w tym kraju, że tworzenie kolejnych jest czystym IDIOTYZMEM! Jeśli natomiast ktoś stara się według swojego interesu podejmować decyzje wpływające na życie innych, musimy mówić stanowcze nie. Jedynie pragnę zaapelować, żeby nie traktować jako wyznacznika obecności na proteście. Jeśli kogoś na nim nie ma, nie znaczy, że nie wspiera. A rządzący wiem, że to dość życzeniowe, ale powinni skupić się na faktycznych problemach, a nie prowokować kolejne. Pomoc Państwa szczególnie dzisiaj jest niezbędna, a czym oni się zajmują? Tworzeniem pożarów, które gaszą. Tak pewnie będzie w tej sytuacji, chwilę potrwają się protesty, po czym wyjdzie Premier Morawiecki, ogłosi, że sprawę trzeba przemyśleć na nowo, obecnie nie czas na takie decyzje żar ugaśnie.
Wspominałem o ciszy, której się faktycznie boją rządzący, ta cisza to nasze wewnętrzne zdanie, które powinniśmy nie siłą, ale argumentami propagować i przekonywać nie tylko siebie wzajemnie, ale również druga stronę. Tam jest również wiele osób, które nie rozumie tych decyzji i się z nimi nie zgadza, ale oczekuje merytorycznych rozwiązań, a nie histerii.

Zakończę zdaniem z orędzia wygłoszonego przez Szymona Hołownię w piątek 23.10.2020, które powinno przyświecać, każdemu, kto podejmuje się ciężaru rządzenia:

"Polityka to nie przeszczepianie prokuratorem swojego mózgu czy sumienia"

Jeśli wpis się podoba to proszę pozostaw jakiś ślad w komentarzu (daje motywacje do pisania dalej) oraz zapraszam oraz na mojego Twittera:Kasjan

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mityczny brak poparcia Trzaskowskiego przez Hołownię

  Pomimo, że od wyborów prezydenckich minęło już ponad pół roku to zwolennicy przede wszystkim Platformy Obywatelskiej propagują nadal to samo kłamstwo „Gdyby Szymon Hołownia poparł Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze, ten by wygrał”. W tym wpisie chciałbym raz na zawsze rozprawić się z tym tematem, pokazując przede wszystkim suche liczby oraz, że tak naprawdę za porażkę w wyborach zamiast obwiniać Hołownię, to powinno się poszukać winy gdzie indziej. Szymon Hołownia zaliczył stosunkowo dobrą kampanię przed pierwszymi wyborami 10 maja, które się nie odbyły w przeciwieństwie do kandydatki PO Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Kidawa-Błońska startowała w wyścigu z pułapu rzędu ~25%, by pod koniec kampanii na początku maja spaść do 4-5%. Słaba kampania i niemrawość kandydatki zdecydowała o tym, że władze Platformy, gdy nadarzyła się okazja po przełożeniu wyborów na 28 czerwca podmienili kandydata na urzędującego Prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. Obiektywnie nie można mieć pretens

Michał Kobosko - kim jest przyszły przewodniczący partii PL2050?

W poprzednim wpisie (można przeczytać:  tutaj ) zająłem się partią tworzoną przez Szymona Hołownię jako trzeci brakujący element w zapowiadanym układzie: głowa (think-tank Strategie 2050), serce (stowarzyszenie Polska 2050) oraz ręce (partia polityczna, której nazwa zostanie ogłoszona przy rejestracji). W trakcie konferencji prasowej Szymon ogłosił, że na czele projektu tworzenia partii i jak można się domyślić po takim namaszczeniu, na czele utworzonej partii stanie Michał Kobosko. W tym wpisie chciałbym zająć się postacią Michała Kobosko, którego tak naprawdę mimo, iż jest związany z rynkiem mediowym od wielu lat szeroka publiczność poznała podczas kampanii prezydenckiej Szymona Hołowni.  Kim jest Michał, czym się dotychczas zajmował oraz dlaczego właśnie on stanie na czele tego projektu? Na samym początku należy odpowiedzieć sobie na pytanie kim tak naprawdę jest Michał Kobosko i czym się zajmował, co mogłoby go predestynować do przewodzenia partii? Żeby rzetelnie odpowiedzieć na to

Mandacik nie do nieprzyjęcia.

  W tym wpisie chciałbym poruszyć temat kontrowersyjnego projektu mandatowego, polegającego na odebraniu prawa do odmowy przyjęcia mandatu. Zastanowię się dlaczego powstał taki projekt oraz kto jest jego twarzą. 8 stycznia do Sejmu Rzeczypospolitej wpłynął kontrowersyjny projekt ustawy o zmianie ustawy - Kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia zawierający szereg zmian, acz z jedną najistotniejszą, mianowicie odebraniem prawa obywatelom odmowy przyjęcia mandatu. Obecnie mamy następującą sytuację: funkcjonariusz przekazuje nam informację o mandacie (za co, jaka kwota, sposób zapłaty etc.) z zapytaniem o przyjęcie. W tym wypadku możliwe są dwie ścieżki. Pierwsza przyjęcie mandatu, funkcjonariusz kończy postępowanie i jesteśmy zobowiązani w podanym terminie uiścić wysokość nałożonego mandatu. W przypadku niezgadzania się z którymś punktem mandatu, bądź będąc przekonanym o swojej niewinności przysługuje nam prawo odmowy przyjęcia mandatu, skutkujące skierowaniem sprawy do sądu, gdz